środa, 10 września 2014

Zawieszenie bloga. Bo szczęśliwa. Ale czy długo?

Szczęśliwa lecz czy na długo?

Przyznam, że zawsze unikałam związków,
miłości, romansów, uroczych i słodkich rozmów..
A teraz..
teraz sama wpadłam w te sidła.
Zauroczenie przybyło nawet do osoby,
pełnej sarkazmu, ironii, drwiny,
szyderstwa a jednocześnie robiącej za "Matkę Teresę",
która to odłoży wszystko i pomoże każdemu komu jest wstanie.
Tak, to właśnie do mnie ono przybyło.

Jakieś 6 lat temu poznałam chłopaka,
starszy o rok, wysoki brunet, piwne oczka, cudowny uśmiech..
Inteligenty, oczytany, zabawny i dobrze gotujący.
Wcześniej nie miał w ogóle mięśni,
należał raczej do tego typu mężczyzn, którzy to są szczupli jak fasolka szparagowa.
Dziś, jest jeszcze bardziej przystojny.
Od dobrych 4 lat trenuje i jego cherlawe rączki zamieniły się w ramiona Herkulesa.
Przez te wszystkie lata spotykaliśmy się dosyć często,
widywał mnie kiedy byłam w szpitalu, 
kiedy miałam złe chwile,
kiedy byłam szczęśliwa,
kiedy ważyłam 54kgs,
oraz kiedy doszłam do lekko ponad 70,
kiedy potrzebowałam pomocy- był,
kiedy miał dziewczynę- nie rzucił przyjaźni ze mną..
Widział mnie w każdej możliwej sytuacji.
I tak też.. jakieś 3 lata temu chciał byśmy byli parą,
lecz wtedy odmówiłam.
Ale nasza znajomość się nie zakończyła,
wręcz przeciwnie zaczęliśmy dogadywać się jeszcze lepiej.
I przez te całe, długie trzy lata,
on zawsze był przy mnie i nie ważne co bym zrobiła,
bądź czego bym nie zrobiła- on nadal był mną zauroczony.
To cudowne.
To piękne i chyba AŻ za słodkie, aby mnie to spotkało.

W piątek spotkałam się z nim,
od tak, aby się pośmiać.. poplotkować.. wyżalić.
I ten dzień okazał się jednym z piękniejszych jakie miałam.
Bo właśnie w tym dniu pierwszy raz od długiego już czasu,
wszystkie moje kompleksy znikły,
czułam się niewyobrażalnie piękna,
czułam, że mogę mieć wszystko i wszystkich,
czułam się dziwnie lekko,
jak inny człowiek.
To właśnie dzięki Niemu.
W tym też dniu, ponownie zadał mi pytanie,
na które tym razem odpowiedziałam Mu "tak".

W związku nie byłam bardzo długo,
bo kompleksy na własnym punkcie nie pozwalały mi na to.
Nie mówię, że się ich wyzbyłam,
ale chwilowo odeszły w ciemny kąt.

***
Tak też, ostatnie dni były przecukrzone i przesłodzone,
ale mam nadzieję, że nie zrezygnuję z tego,
bo znowu zacznę obwiniać się,
że nie zasługuję na takie piękne chwile, 
bo jestem obrzydliwą świnią.

***
O matko! Notka okropnie nie pasująca do mnie.
Co do bloga, to ponownie go zawieszam na jakiś czas,
nie mówię że go usunę, bo i tak do niego wracam,
on jest jak narkotyk.
Bilanse jak to Ja, będę pewnie starała się mieć bliżej 0kcal niż 100000kcal,
ale jak to będzie to się okaże.
A co do Waszych blogów Kochane,
to czytam je codziennie, choć dawno nie zostawiałam Wam komentarzy.
I nadal będę je czytać,
i postaram się wspierać Was częściej,
Buziaki i nigdy się nie poddawajcie,
oraz uwierzcie, że Każda z Nas jest wyjątkową osobą ♥♥♥

***
Na koniec pozostawiam Wam cudowną piosenkę,
cudowna jak dla Mnie.. choć:
nie wiem o czym jest, bo nie rozumiem języka joruba.
to kocham ją, kocham Jej głos, kocham tę melodie,
bo sprawia, że się uśmiecham.
Polecam wszystkie piosenki niesamowitej Layori <3


środa, 3 września 2014

#diecisiete

Beznadziejność to moje pierwsze imię.
Na wyjeździe miałam się dobrze bawić,
miałam zwiedzać.. odpocząć.. spędzić miło czas..
beż żadnych niepotrzebnych niemiłych wrażeń.
I tak było, owszem.
ale tylko przez pierwsze cztery dni.
Robiąc 30km na Rysy, spotkaliśmy Taty znajomych
jak się okazało, ich dziećmi było 2 chłopaków, z którymi kilka razy spotkałam się na imprezach.
Hm, pierwsza myśl:
"Ooo God, czemu akurat oni?"
Patryk i Kuba- typ człowieka: chlać ile wlezie, szastać kasą ile wlezie, ćpać ile wlezie.
Na pierwszy rzut oka nie wyglądają na takich,
zawsze schludnie ubrani, wszystko wyprasowane, zegareczek, włosy uczesane.
Ale ja wiedziałam, co będzie jak zostanę z nimi sama.
Wiedziało to coś wewnątrz mnie, że z pewnością mają ze sobą kilka magicznych tabletek.
Nie chciałam z nimi iść, więc trzymałam tempo ze starszymi,
ale jedząc na śniadanie marny serek light,
długo nie utrzymałam szybkiego tempa Taty,
więc pozostało mi towarzystwo braci.
O dziwo nic nie mieli, więc przez cały dzień tylko sobie gadaliśmy.

Zostałam z Tatą dłużej niż to było przewidziane.
Mieliśmy wrócić w sobotę, a jednak dzisiaj dotarłam do domu.
Cały wyjazd spędziliśmy ze "znajomymi".
I tutaj moja BEZNADZIEJNOŚĆ przeszła samą siebie..
poszliśmy z braciszkami do klubu (moje zdziwienie było wielkie, że w takim miejscu można odszukać z co najmniej 3 kluby)
tańczyliśmy, ja nic nie piłam, bo wiedziałam, że będę wracać później do Taty.
Ale w pewnym momencie rozsądek mi gdzieś uciekł,
umknął tam, gdzie nie mogłam go ponownie odszukać.
wołałam go rozpaczliwie, lecz on nie nie chciał wrócić.
Tak też,
kilka sekund wystarczyło..
BACH!
bracia,
3 tabsy,
głośna muzyka,
kilka łyków procentów,
tyle było potrzeba by moje serce znowu pojechało na sygnale do BEZNADZIEJNEGO miejsca jakim jest: szpital.
Przesiedziałam 2dni,
wyszłam, 
mina Taty, że ponownie go zawiodłam, ale pomimo moich głupstw on nadal mnie kocha..
sprawiła, że teraz nienawidzę siebie samej jeszcze bardziej.
Po wyjściu Tata wpadł w jakąś obsesje spędzania ze mną czasu,
dosłowonie nie odstępował mnie na krok,
oczywiście śmialiśmy się cały czas, wygłupialiśmy, i (o zgrozo) jedliśmy.
żarliśmy.. pochłanialiśmy.. wpychaliśmy w siebie same tłuste kalorie.
Nie potrafiłam odmawiać tego jedzenia, 
nie wiedziałam jak mam się zachować, 
przerażało mnie ono,
a jednak musiałam zamykać oczy i je jeść.

**
Powrót do domu,
znienawidzenie siebie z jakichś 70% podskoczyło do 90%.
Od jutra ponownie będę mogła samodzielnie patrzeć co jem,
co piję, czego nie jem, czego nie piję.
I cudownie.
Bo wiem, że dużo to ja nie zjem.

**
Podsumowując, 
dzięki mojemu geniuszowi, wyjazd był do dupy.
Przytyłam ze 3 kilo, zamiast tyle spalić wspinając się po cudownych górach.
No ale cóż..
to nie pierwszy raz kiedy zawaliłam.
Przyzwyczajam się powoli do tego,
lecz wiem, że nie mogę leżeć po upadku,
tylko wstać, podnieść podbródek do góry i iść dalej walczyć...

Kiedyś na pewno wygram.. (tak mówi mi odległy głos w mojej głowie..)