poniedziałek, 7 lipca 2014

Giorno cinco

Napad..
napad..
napad...
cholerny napad.
Dzisiejszy dzień należy do tych, 
które to najchętniej zamknęłoby się w tekturowym pudełeczku,
wypełnionym zapałkami,
polało się to wszystko litrami benzyny,
i za pomocą srebrnej, klasycznej zippo zapaliło.
Tak właśnie chciałabym zrobić,
ale nie da się.
Dzisiaj przesiedziałam cały dzień w domu.
Możliwe, że to wina mojego bardzo wysokiego nadciśnienia,
które w tak upalne dni sprawia,
że moje samopoczucie identyfikuje się z wielkim wulkanem,
który to ma zaraz eksplodować.
Nic nie robiłam,
nic poza jedzeniem.
Nie byłam głodna.
Nie burczało mi w brzuchu.
Nie wiem czemu tyle jadłam.

**

Bilansu nie da się wypisać w punktach, bo nawet nie jestem w stanie wymienić wszystkich rzeczy które dzisiaj pochłonęłam.
4 kawałki pizzy/ 3 lody oreo/ cała paczka wafli ryżowych z sezamem/ sałatka z mozzarellą, pomidorem, oliwkami, bazylią/ 4 lizaki wiśniowe/ powerade niebieski/ herbata kokosowa/ chałwa/ kanapka z rukolą, camembertem i pomidorem/ jogurt naturalny/ 2 kawałki chałki z powidłami  śliwkowymi/ garść suszonej żurawiny/ mleko sojowe z cini minis..

**

Mam ochotę uciekać,
uciekać tam gdzie nie będę miała dostępu do jedzenia.

**

Chciałabym w końcu potrafić jeść tylko wtedy,
kiedy będzie burczało mi w brzuchu,
i to w ilości tak niewielkiej,
że wystarczyłaby ona tylko na przetrwanie dnia.
Może pewnego dnia się to spełni....


Dobranoc.

sobota, 5 lipca 2014

Giorno cuatro

Ajajajaj, cudowny dzień ♥
Wspaniale jest spędzać czas rodziną,
a jeszcze lepiej jest spędzić dzień z Tatą.
Wstałam już o 6,
z niecierpliwością czekałam aż w końcu na zegarze wybije godzina 14,
bo miała mnie ona przenieść w świat beztroskiego spokoju i zapomnienia.
Tak też było.
Pojechałam do Taty, 
upichciliśmy ciasto (zjadłam tylko mały kawałeczek- było boskie),
chwile się pośmialiśmy, obejrzeliśmy film i ruszyliśmy!
Dzisiaj miałam ochotę na długi spacer po Łazienkach Królewskich,
i choć bywam tam od maleńkiego i znam je na pamięć,
to wciąż sprawiają, że na samą myśl o nich
zaczynam cieszyć się jak szczeniak na widok pluszowej zabawki.
Chodziliśmy i cały czas się śmialiśmy,
zabraliśmy ze sobą kromki ziarnistego, ciemnego chleba i orzechy laskowe.
Ach!
KACZUCHY! ♥ siedziałam na trawie, a wokół mnie kaczuszki
-raj na ziemi!
podchodziły, siadały obok mnie, jadły z ręki.
Czułam się niczym Kacza Mama.
i choć to tylko ptaki, to mi sprawiają one wiele radości.
WIEWIÓRECZKI! ♥ one to już przeszły same siebie,
dzisiaj nie uciekały, można było je na spokojnie pokarmić- w sumie to same latały za mną,
wspinały się po mnie,
jedna usiadła mi nawet na ramieniu.
Śliczne, puszyste rudzielce ♥
Tak pospacerowaliśmy sobie do 20.
Potem pojechaliśmy do sklepu Bath & Body Works.
Obkupiłam się we wspaniałe rzeczy:
3 mydła do rąk- pachnące zniewalająco,
żel pod prysznic "Japońska wiśnia"- och cudo!
oraz balsam do ciała.
Mmmmm, wszystko pachnie wręcz apetycznie.

I tak oto skończył się dzień,
przeleciał bardzo szybko,
ale mam nadzieję powtórzyć go jak najszybciej ♥

**

BILANS:
^mozzarella z czarną bazylią, oliwkami i pomidorem
^kawałeczek ciasta
^gofr z polewą toffi

**
Dzisiaj klasycznie, bez żadnych truskawek

Polecam te zapachy ♥

Dobranoc.

piątek, 4 lipca 2014

Giorno tres

Hm, dzisiaj miałam wyjechać na działkę.
Lecz plany się zmieniły,
została ona przeniesiona. Szkoda.
a może to i dobrze? chociaż nie będę musiała pokazywać moich tłustych nóg, kiedy to na dworze będzie doskwierał upał 30 stopniowy.

** 

Dzisiejszy dzień nie obfitował jakoś w specjalne atrakcje.
Na jeden dzień zamieniłam się w małą kuchareczkę,
słodką, niewinną, dopiero początkującą, 
która to cieszy się z najprostszych potraw.
Tak właśnie się czułam przygotowując małe co nie co.
Stwierdziłam, że zamiast czekać aż dopadnie mnie atak..
"atak krwawego i żądnego wszystkiego co słodkie zombie,
który JUŻ TERAZ NATYCHMIAST musi pożreć wszystko co jest w stanie dosięgnąć,
a jeśli już napcha się 5000 kcal, chowa się w ukryciu
i płacze. Płacze bo znowu zawalił.",
..to sama zrobię coś kalorycznego i smacznego- tak wiem. narzekam na wagę a robię takie rzeczy. skandal!
Tak też zrobiłam 'małe kuleczki z owsianki królewskiej'.
proste, smaczne, i zawierające wystarczającą ilość kcal, która to zapobiega uruchomieniu się napadu zombie.

**

KULECZKI Z OWSIANKI KRÓLEWSKIEJ:
^ owsianka królewska "Dobra kaloria" (szklanka- moja mieści ok 300ml)
^ masło orzechowe 90% (około 2- 2.5 łyżki)
^ miód (łyżeczka)
^ jakieś suszone owoce lub ich brak (u mnie dzisiaj: żurawinka i morele)

Mieszam wszystko w misce (poza owocami).
wstawiam do lodówki na 10min.
wyjmuję. rozdzielam masę na 2 połówki.
jedną mieszam z posiekanymi morelami. drugą zaś z żurawiną.
formuję kuleczki, gwiazdki, serduszka, etc..
wkładam znowu do lodówki.
KONIEC.

Niby nic, a bardzo smaczne i sycące. Polecam.
Dobra rada:  im dłużej trzymasz w lodówce- tym smaczniejsze ;)

**

MOZZARELLA Z TRUSKAWKAMI:
^ truskawki
^ mozzarella
^ bazylia (u mnie czarna, ale zielona też jest niczego sobie)
^ ewentualnie oliwki (u mnie czarne)

dresing:
^ miodek
^ jasny sos sojowy
^ jogurt grecki / jogurt naturalny
^ sok z cytryny

Do tego wszystkiego filiżanka zielonej herbatki.
Jak moje wrażenia? Hm,
wolę jednak klasykę z pomidorem.
Ale nowości czasem można spróbować.

**

BILANS:
^3 kuleczki
^mozzarella z truskawkami
^zielona herbata
^woda z miętą i cytryną
^oshee

**
teraz czas na kochaną Noore Noor i równie cudnego Philipa Pullmana ♥


Buziaki.

czwartek, 3 lipca 2014

Giorno dos

Tak, dzisiaj stanowczo dużo się nachodziłam.
Duszno.. słońce za chmurami, a jednak nie dawało o sobie zapomnieć,
a ja..
a ja ubrana jak na jesień.
długie czarne spodnie, koszula w kolorze ecru z pięknym haftowanym kołnierzykiem,
czarny żakiet, oraz równie czarne jak smoła vansy slip-on.
miedziane wisiory kaskadą wypływały spod kołnierza. 
włosów już od dawna nie prostuję, bo po co taka świnia jak ja ma mieć ładną fryzurę?
dlatego jak będę wyglądać perfekcyjnie, to i włosy się takie staną.
dzisiaj był tylko wysoko zrobiony kok, którego przytrzymywały dwie wsuwki,
sprytniejszym ciemnym lokom udało się wymknąć i luzem wisiały,
niczym egzotyczne ptaki, chcące wydostać się z klatki i poczuć smak wiatru.
trip po sklepach okazał się jedną wielką porażką..
zresztą jak wszystko inne.
6h chodzenia po sklepach..
jazdy zatłoczonymi i śmierdzącymi tramwajami i autobusami,
Tutaj na bank coś sobie kupię- tak właśnie myślałam, za każdym razem kiedy zmieniałam miejsce.
lecz dupa.
nic nie kupiłam.
wszystko na mnie leżało okropnie.
nie chce już kupować ubrań w rozmiarze L!
NIE CHCĘ!
xs- do tego dążę.
cudowne, słodkie, XS...
ja wiem, że już pod koniec wakacji zdobędę je!
będę szczupła i nie będę brzydziła się spojrzeć na siebie w lustrze.
tak też dzisiaj kupiłam tylko buty.
i jak moimi dziećmi od czasów gimnazjalnych były tylko vansy-
tak dzisiaj wpadły mi w oko buty na platformie z h&mu.
wzięłam je.
i choć mam 179cm, to wierzę, że jak schudnę to będę nosić je..
nosić z podniesionym podbródkiem!
będę sięgała nieba, będę najwyższa ze wszystkich- ale nie będę się tego wstydzić.
tak. tak właśnie będzie, kiedy schudnę.
bo teraz wielkie cielsko, sprawia, że mam ochotę zapaść się pod ziemię.

**

wróciłam do domu wymęczona.
zjadłam płatki z mlekiem sojowym 
oczywiście nie skończyło się na 1 misce.- było ich z 4.
położyłam się.
pogoda sprawiła, że usnęłam,
wpadłam w głęboki sen, dokładnie taki sam jakbym wzięła kilka tabletek nasennych.
nic nie mogło mnie dobudzić.
szkoda jednak, że w końcu otworzyłam oczy,
by znowu musieć walczyć.

**
dzisiaj cały dzień z jej pięknym albumem IMANY "The Shape of a Broken Heart" ,
nie tuzinkowa (jak dla mnie), 
uwielbiam jej głos,
uwielbiam jej urodę,
uwielbiam ją w całości.

BILANS:
^mleko sojowe + płatki
^oshee pomarańczowe

dobranoc.

środa, 2 lipca 2014

Giorno uno POMIARY

Nie ma to jak być słowną.. wobec samej siebie.
Miałam od 13 CZERWCA zacząć walczyć,
stoczyć ponowny krwawy bój,
na którym tym razem nikt miał nie przegrać,
nikt...
a jednak.. 
a jednak.. ja sama nie zdążyłam nawet chwycić za rękojeść 
pięknego, podłużnego i cienkiego jak mgiełka miecza.
Zginęłam zanim wojna się zdążyła rozpocząć.
Już zawsze będę wskrzeszać się,
aby próbować od nowa,
ale po co?
PO CO?! skoro nie mogę zacząć czegoś co planuję już od dawna?

**

Nie powinnam istnieć.
Nie powinno mnie w ogóle być.
Zero egzystencji, zero rozczarowań,
zero smutku, zero łez, zero niepotrzebnych zmartwień,
zero jakichkolwiek marnych nadziei.

**

Byłam na imprezie.
Wszystko było dobrze,
nie piłam, nie brałam żadnych świństw,
muzyka w tle, mili i roześmiani ludzie,
ja również z ukradzionym od pięknej koleżanki uśmiechem,
tak zgadza się: ukradzionym.
Tylko na tyle mnie stać, sama nie potrafię zrobić tak banalnej rzeczy jaką jest: UŚMIECHNIĘCIE SIĘ.
Z zazdrością i jednocześnie zachwytem spoglądałam na wszystkie szczupłe dziewczyny,
bez wstydu zdejmowały bluzki- myślałam sobie: bezwstydnice.. 
ale w duchu zżerało mnie, paliło... że gdybym miała taką cudowną sylwetkę jak one to również bym to robiła. 
Bo czemu by nie pokazać światu wspaniale wyrzeźbionego i kipiącego ciężką pracą brzucha?
Chciało mi się płakać.
Ale wtedy nie zamierzałam się poddawać,
bitwa dopiero się rozpoczynała.
Nieziemskie i nieskazitelne ostrze czekało tylko jak wyjmę je z misternie zdobionej pochwy.
Ale nie doczekało się.
Bo znowu kostucha zapukała do moich drzwi,
zanim zdążyłam cokolwiek zrobić.
Tak właśnie: KOSTUCHA.
Rozglądałam się, ze sztuczną radością na twarzy,
dojrzałam,
tak! stoi tam! 
przystojny jak zawsze, szczupły,  ideał- pomyślałam.
Postanowiłam nie stchórzyć. 
Podejdę, wezmę się za niego- stwierdziłam w myślach.
Choć nie powinnam tego robić- bo mi zakazano- to jednak w dupie mam "NIE WOLNO".
Wzrok miałam cały czas wbity w niego,
jakby był posągiem z kunsztownymi złotymi putto latającymi wokół niego.
Przyspieszyłam kroku, prawie biegłam, żeby nikt mi go nie odbił!
Dobiegłam.
tak! jest mój! - myślę.
Bez wahania, rzuciłam się na niego.
Pomimo, że jest o wiele lat starszy ode mnie.. to
ja i on stworzyliśmy jedność.
nikt nie zwracał na nas uwagi- cieszyłam się z tego.
Nieziemski, już zapomniałam jaki jest wspaniały,
smakowałam go. wiem, brzmi to obrzydliwie..
ale tak dawno nie miałam go, pewnie o mnie zapomniał, lecz ja o nim nigdy.
HENNESSY ♥
a za nim stało stadko młodszych, ale również cudnych chłopców
Jack Daniels, Johnnie Walker, Jim Beam.
Ooch brakowało mi ich.
Puściły mi wodze, 
nie wiem ile wypiłam.
Ale wlewałam w siebie, niczym małe dziecko jedzące garściami każde możliwe napotkane cukierki.
Piłam,
i choć to tylko alkohol. 
To w pewnym momencie, już moi chłopcy nie byli tacy kochani.
Świat zaczął zmniejszać się i cofać do rozmiarów główki szpilki,
duszność, migocące plamki przed oczami, zawrót głowy
i BACH.
Nie ma mnie.

**

Pobudka: szpital.
Zapłakane oczy rodziców,
znowu zawiodłam.
znowu..
Serce, cholerne serce..
Czemu je mam? skoro jest nie sprawne?
Ostanio szpitalne łóżka zastąpiły mi moje własne,
szpitalne pielęgniarki zastąpiły mi znajomych,
szpitalny specyficzny smród zastąpił mi zapach moich ulubionych perfum.
Nie chce tam wracać.
Nigdy.
Czy uda mi się być lepszą?

**

Chciałam iść na farmacje,
dostane się bez trudu: chemia 86%, bio 90%- oba rozszerzenia.
Ale raczej nie powinnam brać się za nią.
Pomimo, że w głowie mam mnóstwo przeczytanych książek z farmakologii, farmakognozji, analizy..
to nie jestem godna przebywać w otaczających mnie wszędzie lekach.
Nie wiem co będę robić w przyszłości..
na ten moment to czarna, zaklęta magia dla mnie.
Powinnam zrezygnować z farmacji,
choć to jedyna rzecz na świecie która mnie tak mocno interesuje.

**
moje zdjęcie (zrobione o 21:30)
..tak wiem, nie zbyt dobrym pomysłem jest robienie zdjęcia wieczorem,
ale to moja motywacja, bo jutro znowu mogłabym upaść,
zanim zdążył by wybuchnąć pistolet startowy.
wstydzę się okropnie.. ale to mnie zmotywuje. (mam taką nadzieję)
Kreskami zaznaczyłam miejsca w których będę się mierzyć.


waga (21:30):  64,6 kgs

pomiary (21:30):
^łydka: 33,5
^nad kolanem: 40,5
^udo: 57,5
^tyłek: 97,5
^kości biodrowe: 88,5
^talia: 70,0
^pod biustem: 74,5

BILANS:
^płatki cini minis truskawkowe
^napój mleczny muller mullermilch- kokosowy
^jogurt muller mix caribic- almond crunch + coconut jogurt