sobota, 29 listopada 2014

Mnóstwo przemyśleń i ani jednego pożytecznego

Wczoraj nie pisałam, ponieważ wyjechałam do jedynego miejsca w którym mogę się zrelaksować,
do mojej własnej oazy spokoju,
do raju do którego wpuszczeni są nieliczni,
tam gdzie uśmiech pojawia mi się nawet w najsmutniejsze dni,
do przewspaniałej osoby, która jako jedyna na tym wielkim a zarazem małym i prymitywnym świecie mnie rozumie,
do mojej niezastąpionej Babci.
Uciekłam..
uciekłam właśnie do Niej,
nie mogłam już wysłuchiwać jak moja rodzicielka dzień w dzień wydziera się na mnie.
Jestem osobą raczej spokojną i nie kłócę się, nie obrażam, przyjmuję krytykę,
ale ile można wyżywać się na własnym dziecku za to, że zamiast pójść na uczelnie na farmację,
wybrałam studium farmaceutyczne?
Magistra można zrobić w każdej chwili..
Zawsze starałam się robić wszystko jak najlepiej,
i choć miałam moment w którym dzień w dzień imprezowałam i brałam przeróżne świństwa,
to już wyszłam z tego, nie biorę niczego, od września nie napiłam się nawet łyka piwa, wina, etc..
W szkole jestem najlepszym uczniem, w liceum przeczytałam mnóstwo książek farmaceutycznych,
więc szkoła to dla mnie tylko powtórka tego co sama się uczyłam.
A i tak nadal nie jestem wystarczająco dobra, aby moja Mama mnie pochwaliła.
W sumie nigdy tego nie zrobiła.
No nic..

Rozmyślałam o diecie jaką bym chciała stosować.
Wiem, że głodówki to gówno i za wszelką cenę trzeba omijać je szerokim łukiem,
ale ja i tak wiem, że w teorii mogę sobie wmawiać że tego nie zrobię,
jednak w praktyce i tak wyjdzie, że w którymś momencie będę zbyt często zawalać i skończy się to na głodówce. Fuck the logic.
Jeść zdrowo, 5 posiłków dziennie- tak, tak.. w większości książek o dietach można to wyczytać,
ale ja już to przerabiałam.. zawsze kończyło się na mega napadzie.. bo przecież nie mogę być normalnym człowiekiem, który jedząc ryż z warzywami z patelni zakończy na 1 porcji.. tylko muszę wyczyścić całą patelnię.
Nie jeść słodyczy, unikać węglowodanów- ok.. niby da się przeżyć.. ale w pewnym momencie i tak złapie mnie ochota i rzucę się na czekolady bądź zjem bochen chleba.. czyli znowu napad.
Ograniczenie kcal- wystarczy, że przekroczę o 50kcal i mój umysł znowu powie mi "Zawaliłaś, jesteś nikim, przegrałaś, więc idź i wyjedz pół lodówki".

Nie ważne jak bym próbowała sobie pomóc, jak nauczyć się normalnie jeść.. to i tak zawsze zakończy się to napadem a potem głodówką.
Sama już nie wiem co mam robić.
Chcę nauczyć się jeść bez wyniszczania metabolizmu,
chcę nauczyć się zjeść 3 ciasteczka z paczki, zamiast wyjadać całe opakowanie,
chcę nie mieć wyrzutów za zjedzoną bułkę czy cały obiad,
nie chcę zwracać uwagi na ilość kcal,
chcę nauczyć się jeść w miejscu publicznym a nie w samotności.
Chcę funkcjonować jak normalna osoba, bez zawracania sobie głowy  jedzeniem.
Niby nic trudnego- a jednak długa droga przede mną.

BILANSE
27.11.2014
*sushi
*2 tosty
*kilka łyżeczek lodów o smaku orzecha włoskiego
*pół bagietki czosnkowej 
*kilka kawałków czekolady

28.11.2014
*sałatka (łosoś, rukola, szpinak, sałata, czerwona cebula, pomidorki koktajlowe, ogórek, mozzarella, papryka) +winegret
*2 lizaki
*krem z dyni
*makaron ze szpinakiem i serem pleśniowym
*nadziewane pomidory z mozzarella 
*garść chipsów
*kilka orzeszków w czekoladzie




Dobranoc.

1 komentarz:

  1. To piękne jest mieć osobę, która daje Nam wsparcie i zrozumienie :)
    Samokontrola to mega ciężka rzecz ! Nie wymagaj od siebie opanowania swojego umysłu w tydzień. Udało mi się wytrzymać na 'normalnych' posiłkach 4 miesiące. O dziwo dalej chudłam ?!
    Jadłam praktycznie wszystko, oczywiście starałam się, żeby było zdrowo, taką też kuchnię preferuję, ale okazało się, że coś jest nie tak, gdyż... bóle brzucha jakie pojawiały się po jedzeniu były nie do wytrzymania. A co najlepsze, że to wmówiony ból...
    Ciężka sprawa.
    Ciekawy kierunek wybrałaś i jednocześnie bardzo trudny, choć trudność jest tu pojęciem względnym.
    Skąd zainteresowanie taką dziedziną ?

    OdpowiedzUsuń